LUPIN- powrót francuskiego hitu Netflixa

„Lupin” to rozrywka na najwyższym poziomie, serial niespecjalnie angażujący widza, jednak sprawiający mu mnóstwo radości. 

Serial debiutował na platformie Netflix 8 stycznia bieżącego roku, jednak wtedy mogliśmy cieszyć się zaledwie 5 odcinkami, na kolejne 5 musieliśmy czekać do 11 czerwca. Podział sezonu na 2 części był dość niezrozumiały, szczególnie dla widzów preferujących binge-watching.

Serial opowiada historię mężczyzny, który aby wyrównać rachunki z przeszłości i przywrócić dobre imię ojca tworzy skomplikowany plan zemsty. Za inspirację służy mu francuski bohater literatury- Arsene Lupin. Widzimy na przestrzeni odcinków kolejne etapy wspomnianego planu, wprowadzanie w błąd policji ale także rodzinne perypetię bohatera.

Niewątpliwie największą zaletą serialu jest niezwykle charyzmatyczny i nie dający się nie lubić aktor Omar Sy. Gdziekolwiek Francuz się nie pojawia jego pozytywna energia kradnie całe show. Mimo, że działania tytułowego Lupina nie zawsze są godne pochwały my i tak mu kibicujemy i wierzymy, że znajdzie rozwiązanie z nawet najbardziej patowej sytuacji.

Serial kojarzyć się może nieco budową z innym hitem- hiszpańskim „Domem z papieru”. Produkcje łączy fakt, że często najpierw poznajemy rezultat działania bohatera a dopiero później szczegóły jego zawiłego planu. Gdyby tak Lupin i Profesor połączyli siły… Może to pomysł na kolejne show Netflixa (:

Zarówno w jednym jak i drugim serialu przez ich zawiłość zdarzają się dziury fabularne i nieścisłości, jednak takie drobne błędy są wybaczalne w zamian za to jak jesteśmy trzymani w napięciu i nie możemy się oderwać.

Choć wydawać by się mogło, że Lupin mówiąc kolokwialnie zrobił już wszystko co miał do zrobienia Netflix zapowiedział, że bohater powróci z nowym sezonem. Pozostaje tylko czekać i liczyć, że serial pojawi się po krótkiej przerwie jak to było w przypadku części pierwszej i drugiej.  Jest to świetna rozrywka, idealna jeśli szukacie czegoś lekkiego i wciągającego do obejrzenie w kilku wieczorów. Drobne błędy są wybaczalne i nie przeszkadzają w odbiorze gdy Lupin wciągnie Was już do swojej intrygi.

7941681.3

 

Opublikowano SERIALE | Skomentuj

NA RAUSZU-duński laureat Oscara

„Na rauszu” (w oryginale „DRUK”) to komediodramat z którym utożsamić się może wielu z nas, szczególnie obywateli krajów takich jak Dania czy Polska, w których kultura picia alkoholu jest bardzo rozbudowana.

Film opowiada historię czterech nauczycieli szkoły średniej, którzy zainspirowani teorią norweskiego psychologa- Finna Skarderuda mówiącej, że człowiek rodzi się z za niskim poziomem alkoholu we krwi postanawiają wnieść w swoje monotonne życia stan stałego bycia pod jego wpływem. Film nie ocenia ich zachowania, nie buduje narracji mówiącej, że alkohol jest zły albo wręcz przeciwnie wspaniały. Pokazuje co wnosi on w życia bohaterów pozwalając widzowi na własną interpretację oraz bilans zysków i strat.

Thomas Vinterberg reżyser filmu stworzył „Na rauszu” po wielkiej tragedii jaka spotkała jego rodzinę. Stracił on dziewiętnastoletnią córkę w wypadku samochodowym. Dziewczyna miała zagrać w dziele ojca. Vinterberg odbierając liczne nagrody mówił, że „jedyną rzeczą która miała sens, była kontynuacja pracy i zrobienie tego filmu dla niej”. W napisach końcowych widzimy dedykację „Dla Idy”. Atmosfera w jakiej powstawał film być może wniosła do niego pewnego rodzaju wrażliwość jaką obraz za sobą niesie.

Również aktorstwo to niezwykle mocny punkt filmu, wspaniałemu Mikkelsenowi towarzyszą bardzo zdolni, lecz nieco mniej rozpoznawalni duńscy aktorzy. Zarówno Ci grający nauczycieli jak i uczniów spisali się wzorowo w swoich rolach.

Ciekawym aspektem na „Na rauszu” dla polskiego widza jest także przedstawiony w nim obraz szkoły i relacji na linii uczeń-nauczyciel. Jest to zupełnie odmienne od tego co znamy z naszych szkół. Zwracanie się do nauczycieli po imieniu, brak dystansu i bardziej koleżeńskie relacje to coś co zrobiło na mnie duże wrażenie podczas seansu.

„Na rauszu” to film który bawi, wzrusza, a ostatecznie skłania do refleksji. Świetne aktorstwo, prowadzenie historii a także muzyka, o której nie zdążyłam jeszcze wspomnieć (szczególnie utwór Scarlet pleasure „What a life” w ostatniej scenie, którą w całości kradnie Mikkelsen, WSPANIAŁA!!!) budują kompletną całość. Szkoda, że obraz nie liczył się w wyścigu oscarowym w innych kategoriach niż ta dla filmu międzynarodowego. Amerykanie mają jednak problem w docenianiu dzieł w innym języku niż ich rodzimy, o czym świadczy także fakt, że już planowany jest amerykański remake dzieła, co prawda z Leonardo Dicaprio w roli głównej, jednak ja polecam wybrać się do kina i zobaczyć oryginalną, duńską wersję „DRUK”. Nie wyjdziecie z kina zawiedzeni!

7957455.6

 

Opublikowano FILMY | Skomentuj

MARE Z EASTTOWN- aktorski popis Winslet

Mare z Easttown” to serial kryminalny, jednak to nie odkrywanie zagadki jest w nim najważniejsze. Wyjątkowość produkcji stanowi możliwość wniknięcie w głąb świata mieszkańców Easttown. 

Serial HBO to na ten moment zamknięta 7-odcinkowa całość, jednak pojawiają się powoli głosy o możliwej kontynuacji ze względu na wybitne wyniki oglądalności. Podczas premiery finału na amerykańskiej platformie padły serwery. Za reżyserie odpowiada Craig Zobel, a nad całością ze strony producenckiej czuwała największa gwiazda produkcji- Winslet.

Za sukcesem serialu stoi z całą pewnością jego autentyczność. Mare to kobieta z krwi i kości. Głowa rodziny często przytłoczona problemami domowymi i zawodowymi. Stara się być świetnym detektywem, nie zaniedbując przy tym potrzeb swoich domowników. Czy z  takim wyzwaniem nie mierzy się każda z matek? Widzimy ją często w dresie, nieumalowaną, bez perfekcyjnej fryzury. Jest więc bohaterką niezwykle autentyczną, z którą łatwo się utożsamić. Jak i wieloma innymi bohaterami, ponieważ cała obsada spisuje się znakomicie.

Pomijając świetnie zbudowany aspekt obyczajowy, mamy w „Mare” także bardzo dobrze poprowadzony wątek kryminalny. Podejrzenia na różnych etapach śledztwa padają niemalże na wszystkich bohaterów, a rzeczywiste zakończenie przewidzieli nieliczni widzowie. Akcja serialu trzyma w napięciu, oprócz 7 finałowego odcinka, mamy coś w rodzaju mini finału w odcinku 5 (Ci, którzy już po seansie na pewno wiedzą co mam na myśli).

Godne uwagi są też plenery w których powstała produkcja, całość dzieje się w stanie Pensylwania. Bohaterowie mówią z charakterystycznym dla tego regionu akcentem. Wymagało to szczególnej pracy od Winslet, która pochodzi z Wielkiej Brytanii. Plenery nadają całości aury małomiasteczkowości, wszyscy się znają, mieszkają w pobliżu siebie i chodzą do tych samych barów. Nikt w Easttown nie jest anonimowy, a jednak tajemnica tak długo pozostała nieodkryta.

„Mare z Easttown” to jedna z najlepszych produkcji HBO w ostatnich latach. Platforma kolejny raz utwierdza widzów w przekonaniu, że dobrymi kryminałami stoi. Tym którzy jeszcze nie mieli okazji zajrzeć do Easttown bardzo polecam, a z tymi którym finał jest już znany czekam na wieści o drugim sezonie.

m

Opublikowano SERIALE | Skomentuj

SOUND OF METAL- recenzja filmu ciszy

„Sound of metal” to film opowiadający niezwykłą historię, zrealizowany w sposób przenoszący nas dogłębnie w świat głównego bohatera.

Rubena (Riz Ahmed) i jego dziewczynę Lu (Olivia Cooke)- głównych bohaterów filmu poznajemy podczas ich koncertu. Są artystami grającymi mocną, heavy metalową muzykę. Żyją szczęśliwie w kamperze, przemieszczając się w trasie od miasta do miasta. Po dosłownie kilku minutach filmu dźwięk zaczyna stopniowo zanikać, dokładnie tak samo jak słuch głównego bohatera. Obserwujemy jego drogę z tym druzgocącym doświadczeniem od samego początku i towarzyszymy mu gdy powoli oswaja się z zupełnie nowym życiem, bez jednego ze zmysłów.

„Sound of metal” zabiera widzów w niezwykłą, podróż po nieznanej większości z nas społeczności Głuchych, którzy z braku słuchu nie czynią swojej ułomności. A swój sposób komunikowania uważają nie za gorszy a po prostu inny. Tego właśnie próbuje nauczyć Rubena szef ośrodka do którego trafia grany przez Paula Raci.

Wyjątkowość Sound stanowi jego niezwykła autentyczność, większość Głuchych w filmie to osoby faktycznie pozbawione słuchu, często aktorscy naturszczycy. Natomiast Riz Ahmed uczył się języka migowego tak jak jego bohater na przestrzeni filmu (aktor nauczył się także gry na perkusji specjalnie pod te produkcję). Praktyka ta ostatnio jest dość często zauważalna jak chociażby w konkurencie wyścigu Oscarowego „Nomadland”, gdzie na ekranie mogliśmy podziwiać prawdziwych Nomadów. Tego właśnie oczekuje współczesny widz, zmęczony fikcją. Chcemy poczuć się wewnątrz opowiadanej historii, oglądać ludzi, którzy są dla nas autentyczni. Niewątpliwie udało się to zarówno w „Sound of metal” jak i w „Nomadland”.

Na tegorocznej gali Oscarów film otrzymał statuetkę za najlepszy montaż i dźwięk. Te techniczne aspekty zostały nagrodzone niezwykle zasłużenie gdyż tworzą niepowtarzalny klimat filmu i podkreślają zmianę w odbiorze otaczającego Rubena świata. Tu od razu na myśl przychodzi mi niezwykła scena na zjeżdżalni (: Szkoda, że w aktorskich kategoriach nie udało się wygrać, ponieważ zarówno Ahmed jak i Raci zasłużyli na najwyższe laury za swoje aktorskie wcielenia.

„Sound of metal” najlepiej zobaczyć w kinie, gdzie dźwięk, a bardziej przyszywająca cisza będą się roznosić pozostawiając w nas uczucie niepokoju i strachu, które przeżywa główny bohater. Jest to film emocjonalnie rozkładający na łopatki, niezwykle intymny, momentami dołujący ale ostatecznie niosący nadzieję i akceptację.

sound

Opublikowano FILMY | Skomentuj

OJCIEC- recenzja filmu życia Hopkinsa

„Ojciec” to niezwykle przejmujący film o miłości, rodzinie i stracie.

Skromna, brytyjska produkcja, na pierwszy rzut oka smutny, obyczajowy film o starszym człowieku z Alzhaimerem. W rzeczywistości ogląda się go z wypiekami na twarzy nie wiedząc co dzieje się naprawdę, a co jest tylko złudzeniem. Dzieje się tak ponieważ dosłownie widzimy świat oczami naszego bohatera- w tej roli ZJAWISKOWY Anthony Hopkins. Jesteśmy jako widzowie wewnątrz głowy osoby chorej na Alzhaimera i odczuwamy to samo ciągłe zagubienie, nie wiedząc chociażby jak wygląda nasza własna córka.

„Ojciec” to film, który szczególnie trafi do osób, których rodzice czy dziadkowie stopniowo tracili kontakt z rzeczywistością  i być może pomoże im te sytuację lepiej zrozumieć. Jest to obraz niezwykle przejmujący pozwalający utożsamić się zarówno z zagubieniem chorego jak i cierpieniem jego bliskich, którzy stopniowo z dnia na dzień tracą najbliższą im osobę.

Anthony Hopkins nagrodzony za te rolę Oscarem (został najstarszym w historii laureatem) jest wybitny w graniu zupełnego zagubienia i dezorientacji. Również Olivia Coleman (także nominowana za te rolę, jednak tym razem bez statuetki) w roli córki-Anny to rola bardzo przemawiająca, widz zastanawia się co zrobiłby na jej miejscu? Czy właściwie jest dobre rozwiązanie w takiej sytuacji?

Film dostał też Oscara za najlepszy scenariusz adaptowany, ponieważ jest to dzieło przełożone z desek teatralnych. Co widać także w scenografii filmu, większość akcji rozgrywa się w przestrzeniach jednego mieszkania, które staje się poniekąd więzieniem dla bezradnego Anthonego.

„Ojciec” to najbardziej obrazowe dzieło jakie powstało o demencji czy Alzheimerze. Rozdziera serce i zmusza do refleksji. Powoduje lęk o przyszłość naszą i naszych najbliższych. Nikt nie chcę skończyć bez wspomnień tworzonych przez całe życia. Kim wprawdzie jesteśmy bez wspomnień, to one nas kształtują i tworzą nasz obraz w świecie. Niewątpliwie jest to seans trudny, który zostaje w nas na długie godziny po. Warto jednak wybrać się do kina na seans filmu „Ojciec” dla przeżycia tej niezwykłej perspektywy i zobaczenia 83-letniego Hopkinsa w życiowej, aktorskiej formie.

ojciec

 

 

Opublikowano FILMY | Skomentuj

KLANGOR- recenzja polskiej produkcji Canal+

„Klangor” to wyjątkowy, trzymający w napięciu serial kryminalny dziejący się w nietypowej dla polskiego kina lokalizacji- Świnoujściu.

Serial opowiada losy psychologa więziennego- Rafała Wejmana (w tej roli znakomity Arkadiusz Jakubik), jego rodziny i ludzi ze środowiska w którym pracuje czyli strażników i więźniów. Wątki ich wszystkich splatają się ze sobą w niebezpieczny sposób doprowadzając do tragedii.

„Klangor” to serial kryminalny o dość nietypowej konstrukcji, ponieważ sprawców poznajemy już w 6 odcinku z 8 dostępnych. Przez pozostałe dwa natomiast towarzyszymy bohaterom w ich dochodzeniu do prawdy i obserwujemy jak radzą sobie oni w skrajnych sytuacjach, pozornie bez wyjścia.

Za pomysł na całość a później finalny scenariusz odpowiada Kacper Wysocki, dla którego jest to serialowy debiut. Wysocki idealnie radzi sobie z oddaniem języka i zachowania zupełnie różnych środowisk zilustrowanych w historii. W wiarygodny sposób są tu ukazani więźniowie, strażnicy a nawet nastolatkowie co często nie udaje się twórcą, szczególnie w polskich produkcjach gdzie język młodzieży jest przerysowany lub przedpotopowy.

Twórcy odpowiedzialni za „Klangor” postawili w większości przypadków na aktorów rozpoznawalnych jak chociażby wspomniany wcześniej Jakubik, Maja Ostaszewska, Aleksandra Popławska, Wojciech Mecwaldowski, Maciej Musiał. Jednak jest kilka fantastycznie zagranych przez nieznanych aktorów ról wnoszących świeżość do produkcji. Mowa tu między innymi o córkach Wejmana granych przez Matyldę Giegżno i Katarzynę Gałązkę oraz Konradzie Eleryku wcielającym się w rolę jednego z więźniów.

Ważnym aktorem w „Klangor” jest też miasto, w którym toczy się większość akcji. Wietrzne, zachmurzone, wilgotne Świnoujście wnosi do serialu niezwykły klimat. Tworzy nastrój tajemnicy i zepsucia jego niektórych mieszkańców.

„Klangor” to serial mroczny, nawiązujący nieco klimatem do najlepszych skandynawskich produkcji, gdzie kryminał to gatunek czołowy. Na pochwałę zasługuje także zakończenie, które często jest piętą achillesową polskich kryminałów jak miało to miejsce chociażby w „Rojście” czy drugim sezonie „Belfra”. „Klangor” zachwyca dobrze napisaną historią i dialogami, świetnym aktorstwem i nieznanymi dotąd w rodzimych produkcjach plenerami. Minusem na pewno jest dostępność, Canal+ nie cieszy się już tak popularnością jak chociażby Netflix, ale niewątpliwie warto zajrzeć do jego zbiorów po tę produkcję.

klangor

 

 

 

 

Opublikowano SERIALE | Skomentuj

NOMADLAND- recenzja oscarowego hitu

„Nomadland” to produkcja w reżyserii Chloe Zhao, opowiadająca prostą, odbiegającą dalece od standardów Hollywood historię życia Fern granej przez Frances McDormand.

Film „Nomadland” nie oferuje brawurowych zwrotów akcji czy też robiących wrażenia efektów specjalnych. Jest to prosta historia, ale właśnie w tej prostocie tkwi jej siła. Fern kobieta w okolicach 60 roku życia, po stracie męża i majątku wyrusza w podróż vanem po Stanach. Nie jest to jednak podróż po największych atrakcjach USA. Kobieta jeździ od miejsca do miejsca tam gdzie aktualnie może liczyć na zatrudnienie. Po drodze spotyka wielu ludzi ale przede wszystkim mierzy się ze swoją samotnością i żałobą.

Film stoi na pograniczu dokumentu i fabuły. Powstał na podstawie reportażu autorstwa Jessicy Bruder do którego prawa kupiła sama McDormand od wielu lat zafascynowana tym tematem. Występują w nim także prawdziwi Nomadzi a McDormand w trakcie produkcji autentycznie podejmowała prace jej bohaterki chociażby w Amazonie czy w fast foodzie.

Oprócz ładunku emocjonalnego za którym stoją historie bohaterów niebywałe wrażenie robią zdjęcia. Piękno natury uchwyconej przez Zhao to wielki atut filmu, za którego mimo nominacji nie dostał Oscara.

Produkcja została nagrodzona w trzech innych kategoriach. Nagrodę za najlepszą reżyserię, którą niezwykle rzadko otrzymują kobiety, najlepszy film oraz najlepsza aktorka pierwszoplanowa. Cała ekipa sprawiała wrażenie zupełnie oderwanej od hollywoodzkiego blichtru, zarówno McDormand jak i Zhao odbierały swoje nagrody bez makijażu, w skromnych kreacjach i trampkach. Natomiast po odbiór statuetki za najlepszy film wraz z profesjonalistami wyszli występujący w filmie Nomadzi. Zwycięstwo tak kameralnego dzieła, oderwanego od typowych standardów Akademii to niewątpliwie przełomowe wydarzenie dla świata kina.

„Nomadland” to produkcja niezwykła, skłaniająca do refleksji nad własnym życiem oraz kondycją tego świata. Niskobudżetowy, niezwykle oszczędny w środkach obraz który wykreowała Zhao wraz z McDormand dla której być może jest to film życia sprawia wrażenie dzieła kompletnego. Warto wybrać się do kina i pozwolić wciągnąć w świat amerykańskich Nomadów.

nomadland

 

Opublikowano FILMY | Skomentuj

SERIAL „HALSTON”- recenzja nowości z Netflixa

„Halston” to nowy miniserial produkcji Netflixa, którego całość, czyli 5 odcinków zadebiutowało na platformie 14 maja 2021 roku.

Serial opowiada historię życia projektanta mody Roya Halstona, który na stałe zapisał się w historii światowej mody. Mężczyzna tworzył głownie na przełomie lat 70 i 80 i to wtedy jego nazwisko znała każda Amerykanka. Serial oprócz kulisów pracy twórczej artysty skupia się także na jego prywatnym życiu. Od trudnego dzieciństwa bohatera, po lata jego świetlności gdy z całą śmietanką ówczesnej popkultury imprezował w słynnym klubie 54 aż po ostatnie miesiące życia gdy chory na AIDS podróżował po zachodnim wybrzeżu USA.

Serial wyróżnia wspaniała obsada na czele z wybitnym w roli głównej Ewanem McGregorem, dla którego rola ta jest zupełnie odmienna od tego co pamiętamy chociażby z serii Star Wars czy „Helikoptera w ogniu”. McGregorowi towarzyszą Krysta Rodriguez jako Liza Minnelli, Rebecca Dayan jako Elsa Peretti, Bill Pullman jako David Mahoney, Gian Franco Rodriguez jako Victor Hugo, David Pittu jako Joe Eula, Sullivan Jones jako Ed Austin, Rory Culkin jako Joel Schumacher, Kelly Bishop jako Eleanor Lambert i Vera Farmiga jako Adele. Za reżyserie odpowiedzialny jest natomiast Ryan Murphy, twórca kultowego American Horror Story.

Na uwagę zasługują także wybitne kostiumy odwzorowujące te wychodzące z pracowni Halston Limited stworzone przez Jerian San Juan, która również uczyła McGregora szycia podczas przygotowań do produkcji aby wypadł on wiarygodnie nie tylko jako wielki projektant ale także wybitny krawiec, którym Halston niewątpliwie był.

Serial dotknęły także pewne kontrowersje ze względu na dość niepochlebne opinie na jego temat wydane przez rodzinę projektanta, nazywającą go „niedokładnym” i „fabularyzowanym”.

Niewątpliwie jest to jednak produkcja warta uwagi. Dobre aktorstwo i wartko płynąca fabuła sprawiają, że 5 około 45 minutowych  odcinków mija niezwykle szybko. Świetne kostiumy i scenografia pozwalają przenieść się z łatwością do Ameryki lat 70 i 80, Ameryki niezwykle barwnej i rozrywkowej w środowisku o którym opowiada serial. Całość dopełnia dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa w tym między innymi piosenki Lizy Minnelli, wieloletniej przyjaciółki Halston, która odgrywa ważną rolę w serialu.

halston

Opublikowano SERIALE | Skomentuj

Kontakt

W celu kontaktu:

-sekcja komentarzy

-facebook: https://www.facebook.com/Moviemy-100284692217706

-instagram: https://www.instagram.com/p/CODFACmnk11/?igshid=8kb2w7npm0rq

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj

O nas

Strona MOVIEMY tak jak i konta na facebooku i instagramie pod tą samą nazwą powstały z pasji i miłości do kina. Tutaj na stronie pojawiają się recenzje poszczególnych produkcji, natomiast w social mediach znajdziecie ciekawostki i newsy ze świata filmowego. Zapraszam do obserwowania działań i dzielenia się swoimi filmowymi przemyśleniami bo w końcu MOVIEMY tworzymy MY wszyscy.

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj